Armia, czyli fotograficzna wojna i strzał w kolano

W świecie fotografii jest jak na wojnie.

W zawodowym wojsku działającym na froncie znajdziecie kaprali odpowiedzialnych za kawę i papierosy, chorążych od targania baterii i worków z piaskiem, adiutantów mających za zadanie ustawianie palników i generałów wydających rozkaz, do kogo strzelać. Kwatermistrzowie dbają o cały bałagan, by cele zostały osiągnięte możliwie najszybciej i z najmniejszymi stratami w budżecie kompanii. Zwiadowcy, w porozumieniu z generałami, ustalają teren działań, a majorzy odbierają przeciwnikom pola manewrów. W odwodach działają poligony szkolące coraz to nowe posiłki. Wszyscy noszą zuniformizowane stroje, a do ekstrawagancji w postaci szalika mają prawo tylko oficerowie albo szybujący w chmurach lotnicy. Każdy z nich ma jednak czapkę na głowie, bez względu na porę roku. Ponieważ zaś działania frontowe trwają nieustannie, większość jest nieogolona, a ubrania ma wymięte. Fotografa, jak wojaka, poznaje się z daleka. Nawet jeśli nie dzierży w swej dłoni broni.

Wojsko kiedyś działało lepiej. Skupiało się w koszarach albo kantynach, tworząc wspólnotę celów i obrony własnych interesów. Dziś jest inaczej. Strzelanie jest coraz tańsze, a zawodowej armii przybyło konkurencji. Partyzantka i paramilitarne grupy psują jej obraz, działając na jej i własną szkodę. Strzelają gdzie popadnie i za byle jaką cenę, osiągając przy tym tylko pozorne cele. Jednak to, że zrobiło się coraz mniej żołnierzy, a coraz więcej cywilów z bronią i w moro nie jest wielką ujmą dla wojskowej tradycji. Rzecz rozbija się o respekt do niej i niesprzedawanie się cywilom za marny grosz. To, że ma się broń, nie znaczy, że umie się jej używać jak trzeba. Cywil też ją ma, ale nim stanie się prawdziwym żołdakiem, musi przejść długą drogę. Ważne przy tym, i to odezwa do szefów poligonów, by odpowiednio rekruta kształcić, wpajając mu wartości poszanowania dla siebie i swojej pracy. I to w tak skuteczny sposób, by do głowy mu potem nie przyszło założyć tanią minę, którą prędzej czy później zostanie rozerwany, by zasilić szeregi głodnych i bezrobotnych. Oczywiście, może zawsze zrewidować swoje sądy i zostać lotnikiem, ale jak z każdego, i z tego hobby dziś ciężko wyżyć. Dzieje się tak, bo cywile bez broni nie mogą wciąż nadziwić się, że prawdziwy strzał w dziesiątkę jest okupiony ceną rynsztunku, wyszkolenia i samotnymi latami działań na froncie.

Prawdziwa sztuka kosztuje. Tak jak wojna.

Paweł Staszak

Autor: | Opublikowano:

Comments

  1. Jerzy

    Dwuznaczne ale jasne. Jak daje za darmo, zawsze bedzie jesli nie za darmo to za pol ceny dawal

Napisz komentarz

Autor: | Opublikowano: