Reklamowe wykonywanie zdjęć mebli jest tuż po reporterskiej fotografii wojennej najtrudniejszą ze sztuk. Łatwiej już czasem zwisać nawet głową do dołu z aparatem w dłoni na linie przytwierdzonej do dachu cukierni, w której Ewa Chodakowska je pączka z lukrem niż bezbłędnie sfotografować mikrostrukturę fotela w połączeniu z wyrafinowaną grą słojów intarsjowanych mebli, będących niczym obrazy Edmunda Kapłońskiego.
Jednak, jak mówią na treningach twórczego myślenia albo w warsztatach domorosłego samochodowego tuningu: „nie ma rzeczy niemożliwych!”. Dobry fotograf-rzemieślnik z „wypasionym” studiem o mocy lamp idącej w dziesiątki tysięcy watów i spędzający w nim połowę swego życia potrafi czynić cuda, cokolwiek by mu podstawiono: drewno, jedwab, aluminium polerowane, stal chromowaną, pół tony błyskających szyb, sklejkę, sok pomarańczowy czy kurę. Da radę! I tylko takim ludziom proponuję oddawać do fotografowania swoje meble. O ile chcecie mieć nieśmiertelną klasykę w sposobie ich ukazywania. Ten konserwatyzm, broń Boże nie mający żadnego pejoratywnego znaczenia, to jeden ze sposobów fotografowania mebli jak pozujących nieruchomo ludzi. Jest tu bardzo dobre światło, świetna stylistyka, wychuchana aranżacja i czystość każdego detalu. Sprzedaje się to od dziesięcioleci i wciąż jest wyznacznikiem tej dziedziny fotografii. Otwieracie katalog i oczom ukazuje się po prostu stojący mebel. „(…) I jakoś tak samotnie tu i pusto” —stwierdził stosunkowo niedawno pewien fotograf-artysta, kompletny ignorant w zakresie techniki fotografii mebli (czyli światła, kadru, szczegółu) i umieścił pośród nieboszczyków-mebli ładną kobietę. Przestrzeń nagle ożyła i już piękny, czerwony tapczan otulał ją swą sprężystą i delikatną skórą. Bo meble są dla ludzi.
Sama idea łączenia w reklamie przedmiotów użytkowych z ludźmi nie jest czymś nowym. Kobiety i mężczyzn fotografowano z samochodami od czasów Mercedesa czy oficjalnie już, od epoki pierwszego Fiata 500. Biżuterię eksponowano na przegubach i szyi pięknej Ritty Hayworth, a biustonosz na boskich piersiach cudownej Brigitte Bardot. Wymieniać można bez końca. Zaczęto tak fotografować także meble. Panią czytającą Harlequina otulał fotel, a Pana przed telewizorem do drzemki —sofa. Wszystko, jak przy fotografii modowej, odbywało się (i nadal czasem odbywa) pod dyktando najważniejszych aktorów, czyli mebli. To najsilniejsze lampy świeciły na mebel, eksponując jego fakturę czy słoje, to witraże miały lepszy wizaż niż Pani na fotelu, nie wspominając już o bardziej misternym czesaniu włosia narzuty niż włosów Pana na sofie.Lecz i to się zmieniło kilka lat temu. A raczej zaczęło w swej zmianie współistnieć wraz z klasyką.
Ten kompromis ze względów marketingu był konieczny. I tak z jednej strony stoją gotowe do wizualizacji: “my w sypialni”, „my w kuchni”, „dzieci w pokoju” samotne zestawy mebli, a z drugiej wprowadzające życie, artystyczne wariacje na ich temat, niejednokrotnie już będące sztuką przez duże „S”. O ile do ich realizacji zaprzęgło się fotografów ze strefy mody.
Tym sposobem tak bardzo ważne w klasyce, bo wyróżniające głównego aktora, światło rozproszyło się na dwóch artystów planu i stworzyło związki partnerskie: mebla-kompana, mebla-przyjaciela, mebla-nianię, mebla-ręcznika… Ostatnimi czasy zaczęto nawet fotografować trójkąty… meble z ludźmi i ze zwierzętami! Rzecz jasna — nie zawsze tak się robi. Mebli szpitalnych, idąc w sukurs powiedzeniu ludzi z treningów twórczego myślenia, nie sfotografuje się w klubokawiarni, a kościelnych z tańczącą na nich modelką w „topless”. Wszak fantazję fotografa-artysty trzyma na wodzy pani Krysia z działu reklamy i marketingu, a jej zapędy studzą szacunkowe wyniki sprzedaży i „co ludzie powiedzą?”
Gdybym miał dokonać subiektywnej oceny tego, co dziś w fotografii mebli stanowi sedno udanej prezentacji dokładnie tak opisałbym ideał: katalog podzielony na trzy części, jak dobry kryminał z Philipem Marlow’em. Pierwsza, wprowadzająca, zawiera w sobie, budowane przez artystę-fotografa napięcie, wizję świata mebli i ludzi stanowiących marketingowy target (bo po to się ich, nie ukrywam, pokazuje). Może tu tworzyć ciepło rodzinne, oscylować wokół erotyzmu, punktować dynamizm scen. Cokolwiek, na co zgodzi się jego wyobraźnia, dział marketingu lub sam właściciel. Część druga musi ukoić nerwy, rozwinąć wątek ale w oparciu o dedukcję, czyli ograniczenie środków wyrazu, by świat mebli stal się bardziej przejrzysty. Niech zostaną same zestawy mebli ze swoimi świetnie sfotografowanymi szybkami, fałdkami i deseniami. Odsłona trzecia to rozłożenie meblowego świata na czynniki pierwsze, wyjaśnienie wszystkich wątków zamkniętych w ich specyfikacji, aby oglądający nim zatrzaśnie okładkę wiedział co, po co, gdzie jak i z czym.
W odróżnieniu od książki jednego autora, aby stworzyć takie meblarskie dzieło, potrzeba bardzo dużo zorganizowanej pracy wielu specjalistów. Profesjonalny fotograf jest tylko jednym z nich. O ile nie będzie ograniczany na etapie pomysłu i będzie czuł dużą dozę swobody na etapie produkcji — nie będzie chciał zamienić tej pracy nawet na noc z Muchą, o zwisaniu z dachu nie wspominając.
Paweł Staszak