Dlaczego robimy na przykład takie selfie? Z powodu próżności? Nie. Robimy to z pragnienia nieskończoności. Nie pomyliliśmy się dorastając- będziemy żyć wiecznie. Nie dlatego, że wymienią nam wszystkie organy, dokonają zmian w genotypie albo spowolnią w nieskończoność funkcje życiowe. Będziemy nieustannie istnieć, o ile sami lub kto inny zrobi nam zdjęcie i znajdzie się ktoś, kto będzie je oglądał. Będziemy ożywać w jego umyśle, choć z pokolenia na pokolenie coraz słabiej aż do momentu, gdy spoglądający na nas wzrok nie wywoła kołatania serca a spojrzenie na naszą twarz będzie równoznaczne ze spotkaniem z nieznajomym, choć przodkiem. Odsunięci zwolna w niepamięć i zamknięci w albumach, w czeluściach kości pamięci umrzemy powolną śmiercią. Zostaną po nas kształty na papierze, zera i jedynki na dysku. Jak kości w trumnie. Jednak każde otwarcie albumu czy wczytanie naszego obrazu zakodowanego w pliku cudownie przywoła nas do życia. Okaże się zmartwychwstaniem, pobudzeniem neuronów w odbiorcy i na powrót, chociażby nieznani zatańczymy w jego głowie wśród pytań o nas. Jak żylismy? Kogo kochaliśmy? Co było naszą słabością? Ilu mieliśmy przyjaciół i jakie danie było naszym ulubionym? Tysiące pytań. Coś po nas musi zostać. Jak widać nie tylko zdjęcie. Przydałaby się autobiografia. Kogo nie stać na Waltera Isaacsona może spróbować z własnym pamiętnikiem.
Paweł Staszak