Poszedłem w niedzielę z mamą i tatą do Cukrów na sztukę. Było fajnie, bo po drodze zajechaliśmy na lody i do McDonaldsa. Mama powiedziała, że musimy zjeść trochę kultury bo tata się wyraża. W Cukrach nie było cukierków. Był tłum ludzi ściśniętych ze sobą jak kartki mojej książki o panu, który chodził po wodzie. Było dużo jakichś obrazków powodujących u mojego taty duże oczy, bo zapytał o cenę. Obrazki jakichś sławnych autorów (mama mi każe wpisać Chomętowska) były tańsze niż wycinanki z jakiejś starej, niemieckiej gazety i powstawiane za szkło. Sprzedawał je pan w swetrze i okularach. Przypominał mi mojego kuzyna, który uczy się czegoś o dinozaurach i mówi, że po studiach będzie milionerem.
Potem, jak co tydzień, pojechaliśmy na obiad do babci. Babcia jak zawsze przywitała mnie głaskaniem po głowie i strzelaniem fleszem po oczach od samego wyjścia z windy na klatkę. Nim powiedziałem „dzień dobry” miałem dwieście fotografii klatka po klatce o tym, jak zdejmowali mi czapkę z głowy. Dziadek chwycił mnie, zanim jeszcze napiłem się soku, postawił pod ścianą jak na rozstrzelanie i robił zdjęcia jak się uśmiecham i jak się nie uśmiecham. Co było dalej, kiedy się uspokoili — dokładnie nie wiem. Oślepiony błyskami wyrąbałem w stół i odwieźli mnie do szpitala. Na kolejne zdjęcia.
W tygodniu poszliśmy na jakieś przyjęcie z nagrodami, które rozdawała pani z telewizji. Tata strasznie się wyrażał. Że parking płatny, że brak organizacji, że zamiast siedzieć jako prezenter patrona musi stać. Trochę mu współczułem, bo nie było mu przyjemnie, kiedy ktoś go potrącił i poczęstował jego koszulę kanapką z rybą. Wracaliśmy w smutnych nastrojach, a po powrocie mama płakała, bo jej komórka nie zapisała zdjęć z tego przyjęcia, a tata powiedział, że to dobrze, bo i tak by je skasował.
Nie rozumiem tego całego zamieszania z fotografią. Kiedy o to pytam mówią mi, że powinienem być wdzięczny, bo oni nie mieli tylu zdjęć jak byli mali. Ale co z tego? Jak kiedyś zacząłem przeglądać swoje zdjęcia od narodzin, to zasnąłem z nudów na tym, jak mama była ze mną w brzuchu, a zostało ich do obejrzenia jeszcze tylko parę trylionów. No tylko!
Bo ja tak naprawdę to chciałbym komuś uratować życie. Ale myślę, że to można tylko na wsi. Bo tam chłopiec wzywa pogotowie przez telefon a nie przez fejsbuka i wynosi z zawalonego domu dziadka zamiast swojego laptopa. Chciałbym też kiedyś robić fajne zdjęcia jak mój tata. Mówi, że zmieniają świat. Tylko dlaczego ciągle mieszkamy w nie swoim mieszkaniu, tata jeździ starym samochodem, a mama nie ma na nową zimową kurtkę?
Paweł Staszak